12 listopada, 2016

Chrupiąca sałatka z Toskanii na bazie chleba i pomidorów

~ Panzanella croccante


Na dobry początek postanowiłam podzielić się z Wami przepisem odkrytym kilka tygodni temu, a wypróbowanym przeze mnie dopiero przedwczoraj. Nie wiecie co zrobić z czerstwym chlebem? Odwiedziliście ostatnio fruttivendolo i macie zapas warzyw i owoców? Spróbujcie panzanelli!

Próbowałam przetłumaczyć na język polski nazwę tej toskańskiej sałatki, jednak nie znalazłam na to odpowiedniego wyrażenia w naszym bogatym słowniku. Czy ktoś z Was, kto ma już włoski w jednym paluszku, podjąłby się tego wyzwania? Panza, z tego co wiem, to po włosku brzuch... jednak taki, którym każdy Włoch może się pochwalić po sytym obiedzie! Mamy zatem pełny brzuszek + z bądź do (przyimek ściągnięty nella, czyli powstający z połączenia przyimka właściwego in oraz rodzajnika określonego la). Jakieś pomysły oprócz “do pełnego brzucha”? :)

Klasyczna panzanella to sałatka na bazie czerstwego chleba, namoczonego wcześniej w wodzie oraz pomidorów. Mi chleb smakuje bardziej w wersji przyjemnie chrupiącej, czyli croccante, więc tu nie będziemy go moczyć, a podpiekać chwilę w piekarniku. Mieszkańcy Toskanii mówią, że to z ich oryginalnym pieczywem sałatka smakuje najlepiej. Tu u mnie w Marche panettieri też jednak dają radę, a i polski chleb - przynajmniej według moich osobistych upodobań, będzie pasował idealnie. Do takiej bazy dodaje się dressing z oliwy z oliwek, octu balsamicznego, soli i pieprzu. Niniejsze składniki stanowią jednak doskonały fundament, by stworzyć z nich coś bardziej różnorodnego. W tej wersji panzanella, oprócz pomidorów i chleba, zawiera cebulę, cukinię, zieloną fasolkę i prażony słonecznik.
Nie wiem czy jako rasowi italofile znacie już Giallo Zafferano, ale jeśli nie, to z całego serca i zadowolonego brzucha polecam Wam tę stronę. Nie dość, że filmy video pomogą Wam podszkolić kulinarny włoski, to przy okazji poznacie niesamowite, kojarzone tylko i wyłącznie z Italią przepisy. Ten na panzanellę - z małymi modyfikacjami - również pochodzi właśnie stamtąd.

Składniki:

~ Porcja dla 2 osób ~

# czerstwy chleb, 120 g ~ pane raffermo (u mnie wersja cereali)
# pomidorki koktajlowe, 200 g ~ pomodorini ciliegino
# fasolka szparagowa, 100 g ~ fagiolini
# 1 średnia cukinia ~ zucchina
# 1 średnia cebula czerwona \ biała ~ cipolla rossa \ bianca
ziarna słonecznika, 2 łyżki ~ semi di girasole
# świeża bazylia, 15 g ~ basilico fresco
oliwa z oliwek, 2 łyżki ~ olio extravergine d'oliva
ocet balsamiczny, 1 łyżka ~ aceto balsamico
# sól morska, 2 łyżeczki ~ sale grosso
# sól kuchenna, szczypta ~ sale fino

Najlepiej zacząć przygotowania od pomidorków, bo to one potrzebują najwięcej czasu, żeby mogły być pronte do wykorzystania w naszej panzanelli. Kroimy je na pół, układamy na papierze do pieczenia i mettiamo trochę oliwy z oliwek, szczyptę cukru i soli. Wstawiamy je do piekarnika na 1,5 godziny i pieczemy w 100 stopniach. Takie instrukcje zaczerpnęłam z GialloZafferano, jednak z pośpiechu musiałam ten czas radykalnie skrócić i ja piekłam pomidorki w 180 stopniach przez 45 minut. :)

Podczas gdy pomidorki nabierają niesamowitego smaku w piekarniku, możemy zająć się resztą składników. Kroimy cebulę na plasterki i dzielimy je na 4 części. Możemy pokroić ją też w cieńsze w piórka, ważne, by kawałki były w sałatce dość wyczuwalne. Następnie na godzinkę - zamiast chleba w tradycyjnej panzanelli - to cebula właśnie będzie zażywać wodnej kąpieli. Czego potrzebujemy? Zimnej wody w misce (nie musi być przegotowana) i łyżeczki soli morskiej. W takim roztworze trzymamy cebulę przez godzinę pamiętając, by po pierwszych 30 minutach zmienić wodę na świeżą, również z łyżeczką soli. Po godzinie odcedzamy. Taki zabieg sprawia, że cebula staje się bardziej miękka i pozbywa się nieco swojego bardzo ostrego, charakterystycznego dla tego warzywa w surowej wersji smaku.

Fasolę i cukinię myjemy (z fasoli pozbywamy się końcówek) i kroimy a cubetti. Rozgrzewamy w garnku wodę i do osolonego wrzątku wrzucamy pokrojone warzywa na 4 minuty. Po tym czasie przecedzamy je na moment do zimnej wody, by nie stały się jeszcze bardziej miękkie. Odcedzamy.

Gdy zwolnimy już piekarnik, a nasze pomidorki już nieco się zarumieniły, pora na przygotowanie tej bardziej chrupiącej części panzanelli. Kroimy chleb na małe crostini, układamy na papierze do pieczenia i przypiekamy około 8 minut, tym razem w temperaturze 200 stopni. Słonecznik natomiast prażymy przez chwilę na rozgrzanej bez tłuszczu patelni.

Gdy wszystkie składniki wystygną, do dużej miski przerzucamy w pierwszej kolejności fasolkę z cukinią i cebulę. Do takiej mieszanki dodajemy dwie łyżki oliwy, jedną łyżkę octu balsamicznego i szczyptę drobnej soli kuchennej. Wszystko dokładnie mieszamy. Do warzyw dorzucamy chrupiący chleb, pomidorki, słonecznik oraz dla smaku kilka listków świeżej bazylii. Całość jeszcze raz mieszamy. Podajemy jak najszybciej, by zachować naszą wersję croccante.

~ Sałatka świetnie smakuje po przechowaniu w lodówce również następnego dnia. Wtedy przypomina jednak tę bardziej tradycyjną panzanellę, z miękkim i namoczonym - tutaj w dressingu - chlebie.

Recapitolando, panzanella to potrawa dość prosta i uniwersalna i jak to powiedział mój Alessandro, może stanowić piatto unico, a zatem można ją traktować jako pełnowartościowe danie, idealne na obiad czy kolację (dla Włocha jednak tylko na mały głód). Urozmaicimy ją na przeróżne sposoby, wybierając składniki w szerokiej gamie sezonowych warzyw. Chodzi mi po głowie również wersja z plasterkami prosciutto crudo, zawiniętymi w małe ruloniki. Jak już spróbuję, na pewno podzielę się zdjęciem na Instagramie.

Zerknijcie zatem, co tam macie w lodówce i do dzieła!

~~~~~~~~~~
fruttivendolo - sprzedawca owoców i warzyw
panza - brzuch
nella - w \ do
croccante - chrupiący
panettieri - piekarze
pronte - gotowe
mettiamo (od mettere) - dość uniwersalny czasownik: umieszczać \ stawiać \ kłaść
a cubetti - w kostkę
crostini - grzanki
recapitolando - podsumowując
piatto unico - coś więcej niż tylko primo czy secondo, może stanowić pełne danie
prosciutto crudo - najlepsza na świecie dojrzewająca szynka, której smak znają wszyscy italofile :)

05 listopada, 2016

Un saluto

Eccomi! Buongiorno a tutti :)

Sporo czasu potrzebowałąm, by opublikować pierwszy wpis, mimo iż bloga rzeźbiłam od miesięcy. Zaklimatyzowanie się, pierwszy kryzys kulturowy i przestawienie się z godzin pracy po polsku na tą z “pausa pranzo”... zajęło mi to całe trzy tygodnie. Strach pomyśleć, ile razy przed ten czas zatrzęsła się pode mną ziemia.

Witam wszystkich miłośników języka włoskiego, pasjonatów gotowania, nieustannie śledzących blogi o Italii i chcących nauczyć się tego języka w możliwie jak najkrótszym czasie. Zaliczam się do każdej z tych kategorii, stąd postanowiłam zapuścić korzenie pasji do Włoch jeszcze głębiej, połączyć to z zainteresowaniami i po przeprowadzce tu założyć bloga głównie o gotowaniu, używając przy tym włoskich słów i zwrotów, które dzięki czynnemu ich użyciu zadomowią się w mojej i Waszej głowie już na stałe. :)

 # Skąd ten pomysł? W Italii zakochałam się trzy lata temu, gdy przyjechałam tu w ramach programu Erasmus. Serce skradł mi zarówno ten kraj w całej okazałości, jak i jeden z jego mieszkańców! Po dwóch latach związku in distanza, wpadam do Włoch ponownie, tym razem na trzymiesięczne praktyki, żywiąc jednocześnie nadzieję, że uda mi się zostać tu na dłużej.

 # Co będzie można tu znaleźć? Przede wszystkim przepisy wszelkiej maści - od tych poznanych w domu babci mojego chłopaka, poprzez pyszne dania z jego rodzinnego domu, przepisy zaczerpnięte od obecnej współlokatorki, znajomych oraz te, do których postanowiłam dodać szczyptę bądź całą łyżkę polskości. :) Będąc w Italii tylko trzy tygodnie, oprócz pełnej nowych przepisów i smaków głowy, mam też całą masę spostrzeżeń (zarówno tych pozytywnych i dla nas pewnie zabawnych, jak i nieco irytujących), które mogą zafrapować typowego polskiego italofila.

Żywię nadzieję, że to co tu znajdziecie, spotka się z Waszym zainteresowaniem i będziecie chcieli śledzić moje poczynania - zarówno we włoskiej kuchni, jak i na włoskiej ziemi w pełnym tego słowa znaczeniu. Przyznam się bez bicia, że jednym z kilku motywów ku założeniu tego bloga był też strach przed zapomnieniem tego, co polskie. Mam koleżankę mieszkająca od kilku lat za granicą, która na spotkaniu w Polsce jakiś czas temu, nie pamiętała jak mówi się „pietruszka” i „popielniczka”. :) Nie chcę zapomnieć ani jednego słowa z naszego wyjątkowego języka - od ceny, która może niestety pomylić się z włoską kolacją, po neapolitańczykowianeczkę, która przecież przywodzi na myśl mieszkankę Neapolu. :D

Dziś krótko i treściwie, zbieram siły na kolejne teksty i robię zakupy na smaczne dania. W razie pytań, spostrzeżeń, opinii i ewentualnych błędów językowych z mojej strony (do włoskiego fluente jeszcze mi trochę brakuje), zapraszam do komentowania i kontaktu poprzez maila.

 Alla prossima! :)